Wieczorem [29 października] na zwołanym naprędce uroczystym zebraniu radnych na ratuszu w Polskiej Ostrawie ogłoszono powstanie państwa czechosłowackiego.
Poproszono mnie, abym przemówił do ludu, który zgromadził się przed ratuszem. Stało się. Niedający się opisać krzyk radości rozległ się, kiedy ogłaszałem, że naród jest wolny i przejmuje władzę nad swoimi sprawami. Następnie utworzony został pochód, który śpiewając pieśni narodowe i ciesząc się, odszedł do Morawskiej Ostrawy.
Polska Ostrawa, 29 października
Ferdinand Pelc, O Těšínsko, Slezská Ostrava 1928, tłum. Dariusz Ałaszewski, Piotr Głogowski.
30 października przed południem przybyła na ratusz w Polskiej Ostrawie trzyosobowa delegacja, kierowana przez nauczyciela z polskiej szkoły w Polskiej Ostrawie, pana [Bolesława] Włodka. [...] Delegacja oznajmiła mi, że przyszła w imieniu Rady Narodowej, która utworzyła się w Cieszynie, aby przejąć gminę polsko-ostrawską dla państwa polskiego. Kiedy oświadczyłem, że gmina Polska Ostrawa odrzuca jakiekolwiek polecenia Rady Narodowej i że już opowiedziała się za państwem czechosłowackim, delegacja zaczęła się usprawiedliwiać, że nie miała nic złego na myśli i że można by było podjąć współpracę w kwestii bezpieczeństwa i aprowizacji. Kiedy powiedziałem, że o wszystko zadbamy już sami, delegacja przepraszając odeszła. [...]
Było jasne, że jeśli Polacy odważyli się przyjść do Polskiej Ostrawy, najbardziej czeskiej gminy w rejonie, która nigdy nie miała polskiej większości ani władzy, to zapewne pójdą bezwzględnie wszędzie, a zatem grozi nam poważny konflikt, który może mieć nieobliczalne skutki! [...]
Chociaż na Śląsku, w szczególności zaś na Śląsku Cieszyńskim, jeszcze przed wojną byliśmy bardzo słabym elementem i pomimo że byliśmy zagrożeni z dwóch stron, to jednak nasza przyszłość nie była już tak beznadziejna, w ręku bowiem mieliśmy ważną broń: przeciwko Niemcom i dotychczasowej niemieckiej władzy — niepowstrzymany rozwój myśli demokratycznej, przeciwko Polakom — wyższy poziom kultury. Demokracja i kultura były filarami, na których na Śląsku z sukcesem wsparliśmy swoją małą konstrukcję. Stały się także siłą napędową, która doprowadziła naród do sławetnego zwycięstwa, oraz fundamentami, na których nasza wolność mocno spoczywa!
W porównaniu do Polaków mieliśmy jeszcze jedną zaletę: większe zdolności organizacyjne i nowocześniejsze metody pracy.
Polska Ostrawa, 30 października
Ferdinand Pelc, O Těšínsko, Slezská Ostrava 1928 (tłum. Dariusz Ałaszewski, Piotr Głogowski).
Głęboko przekonany byłem wówczas, że naszą powinnością jest zdobycie dla nowego państwa [czechosłowackiego, proklamowanego 29 października] wszystkiego, co można zdobyć w danej sytuacji. Wiedziałem, że w wypadku gmin z czeską większością, nie będzie to trudna sprawa, chociaż również stamtąd przychodziły niepokojące wieści, że Polacy próbują nasze gminy opanować. [...]
Chodziło o to, abyśmy dostali w swe ręce pozostałe obszary Śląska Cieszyńskiego, czyli tereny z większością polską lub niemieckie enklawy otoczone krajem przeważnie polskim. Można to było osiągnąć bądź za jawną albo cichą zgodą Polaków, bądź wbrew ich woli za pomocą wojska.
Nie mając pod ręką armii, podjęliśmy próbę opanowania terenu bez wojska. [...] Wieczorem w Polskiej Ostrawie utworzono Zemský Národní Výbor pro Slezsko.
Polska Ostrawa, 30 października
Ferdinand Pelc, O Těšínsko, Slezská Ostrava 1928 (tłum. Dariusz Ałaszewski, Piotr Głogowski).
1 listopada przed południem udaliśmy się z dr. Zikmundem Wittem [przewodniczącym Národnígo Výboru] do Bogumina, aby zająć ten węzeł kolejowy i przejąć wszystkie tamtejsze urzędy dla państwa czechosłowackiego. Szczęście nam wówczas niesłychanie sprzyjało! Na dworcu bogumińskim znajdował się garnizon wojskowy. [...] Kapitan Šváb naturalnie natychmiast oddał się pod nasze rozkazy i złożył przysięgę wierności państwu czechosłowackiemu. Powiedział jednak zaraz, że ma niepewną załogę i że zaczyna mu się ona rozpierzchać. [...]
Z Bogumina odjechaliśmy wkrótce w przeświadczeniu, że ten ważny węzeł kolejowy jest w rękach czechosłowackiego państwa. Nie liczyliśmy na opór miasta, w którym większość stanowili Niemcy, a co do Polaków — wydawało nam się, że pogodzą się z daną sytuacją.
Niestety nasza radość nie trwała długo. Chyba jeszcze tego dnia polska agitatorka Dora Kłuszyńska, podburzywszy pospólstwo, zmusiła naszych ludzi, którzy zapewne chcieli uniknąć rozlewu krwi, do kapitulacji. I tak miasto i dworzec znalazły się pod polską władzą. [...]
W momencie rozpadu Austrii i jej armii oraz tworzenia nowych państw najważniejszym elementem siły i władzy był lud i jego wola, a siła wojskowa wobec woli ludu wtedy prawie nic nie znaczyła. [...]
Byłem przekonany, że wkrótce wojska Ententy zajmą tereny byłych Austro-Węgier, jak to w tym czasie było rzeczywiście planowane [...], a w związku z tym nie ma dużego znaczenia, czy na przykład w Boguminie, gdzie bez lojalnego wojska nie mogliśmy się utrzymać, jest tymczasowa administracja nasza czy polska. W tym przekonaniu utwierdzani byliśmy przez Národní Výbor w Pradze, który na początku również wierzył w nadejście wojsk Ententy i dlatego po naszych raportach o konfliktach z Polakami wydał polecenie, abyśmy starali się z nimi porozumieć i uniknąć rozlewu krwi.
Bogumin, 1 listopada
Ferdinand Pelc, O Těšínsko, Slezská Ostrava 1928 (tłum. Dariusz Ałaszewski, Piotr Głogowski).
Ugoda niniejsza ma charakter przejściowy i w niczym nie przesądza ostatecznego rozgraniczenia terytorialnego, które pozostawia się w całości rozstrzygnięciu przez czynniki powołane, tj. przez rząd polski w Warszawie i rząd czeski w Pradze. [...] Polityczny powiat frydecki podlegać będzie Národnímu Výborovi pro Slezsko, polityczne zaś powiaty bielski i cieszyński Radzie Narodowej Księstwa Cieszyńskiego. W powiecie politycznym frysztackim ma pozostać w zasadzie stan obecny niezmieniony. Wszystkie urzędy w tym powiecie, o ile się to tyczy gmin z zarządem czeskim, podlegają Národnímu Výborovi pro Slezsko, o ile to dotyczy wszystkich innych gmin tego powiatu, Radzie Narodowej Księstwa Cieszyńskiego. [...] Dozór nad koleją koszycko-bogumińską sprawuje Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego z pomocą osobnej rady nadzorczej, do której ma prawo wysyłać swoich mężów zaufania Národní Výbor celem obrony interesów narodu czeskiego.
Załogi wojskowe na dworcach w Cieszynie, w Trzyńcu, Mostach i Boguminie ustanawia Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego, Národní Výbor pro Slezsko ma jednakowoż prawo utrzymywać na dworcu w Boguminie odpowiednią załogę z własnym oficerem. Siła tej załogi nie może jednak przekraczać połowy załogi polskiej, będzie zaś załoga ta wkraczała jedynie na żądanie dowódcy załogi polskiej. [...]
Znosi się środki podjęte w celu militaryzacji zakładów. Pozostają jednak we wszystkich gminach rewiru celem utrzymania porządku załogi wojskowe, które w gminach z zarządem czeskim ustanawia Národní Výbor pro Slezsko, a w reszcie gmin Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego.
Polska Ostrawa, 5 listopada
Nadolzie zrywa okowy, red. Robera Danel, Cieszyn 1998.
W ustępstwach poczynionych względem Polaków [5 listopada przy podpisaniu umowy ugodowej w sprawie rozdziału terytorialnego] nie tylko zostały znacznie zagrożone nasze interesy państwowe, niosą one również piętno zwykłego poniżenia. [...] Za błąd uważamy również oddanie w ręce Polaków zniemczonych gmin, bez jakiegokolwiek udziału w ich administrowaniu ze strony czeskiej. [...]
Rada Narodowa powiatu frysztackiego ogłasza, że w granicach swych kompetencji [...] będzie się kierować umową zawartą z Polakami, żeby nie dopuścić do powstania chaosu w kluczowych sprawach, zwłaszcza w aprowizacji i bezpieczeństwie, ale umowy tej w żaden sposób nie uznaje, uważając ją za akt przemocy ze strony polskiej.
Orłowa, 6 listopada
Boj o směr vývoje československého státu, t. I, Praha 1965 (tłum. Piotr Głogowski).
W regionie był spokój, wszędzie pilnie pracowano, zaopatrzenie zaczęło lepiej działać, o jakichś większych waśniach czesko-polskich nie było słychać. Polacy dotrzymywali umowy i wystrzegali się wszystkiego, co by mogło świadczyć, że chcą swoją władzę jakoś umocnić. Nawet oni czekali, aż dojdzie do jakiegoś definitywnego rozstrzygnięcia, a przez to do zakończenia prowizorycznego stanu powstałego w wyniku czesko-polskiego porozumienia.
Kiedy jednak zauważyli, że nic się nie dzieje, że my jesteśmy militarnie zaangażowani na Słowacji, że wojska Ententy nie zajmą terenów byłych Austro-Węgier i że w Ostrawie dysponujemy tylko małym garnizonem, który był potrzebny do utrzymania porządku w mieście i zagłębiu, zaczęli myśleć o wzmocnieniu swojego prowizorium i petryfikacji tego, co miało trwać tylko przejściowo i co nie miało w żadnym stopniu przesądzać o ostatecznym ustaleniu granic. Lokalna umowa dotycząca zachowania spokoju i porządku miała przeobrazić się w układ międzypaństwowy, określający granice!
Doszło do tego, gdy zaczęli zaprzysięgać wszystkich urzędników, także tych z powiatu frysztackiego, który według umowy z 5 listopada podlegał częściowo Zemskiemu Národnímu Výborovi pro Slezsko, dalej — gdy wbrew umowie sądownictwo na całym Śląsku Cieszyńskim (a więc także w czeskiej części) podporządkowano Wyższemu Sądowi Krajowemu w Krakowie. [...] Natychmiast zaczęto protestować u Rady Narodowej [Księstwa Cieszyńskiego] przeciwko oczywistym nadużyciom, a w wielu przypadkach naruszeniom umowy.
Zemský Národní Výbor zwrócił się równocześnie do rządu z memorandum, w którym wskazał na niebezpieczeństwa, jakie przynosił rozwój wypadków na Śląsku Cieszyńskim. [...] Memorandum prosi, aby rząd przeforsował wysłanie wojsk Ententy. „Gdyby jednak nie udało się tego zrobić z wojskami Ententy — mówi dalej memorandum — prosimy, aby dano nam wskazówki, czy byśmy sami nie mogli przedsięwziąć jakiejś akcji zbrojnej w celu opanowania tych miejsc”.
Polska Ostrawa, 25 listopada
Ferdinand Pelc, O Těšínsko, Slezská Ostrava 1928 (tłum. Dariusz Ałaszewski, Piotr Głogowski).
Polakom prztyknięcie by nie zaszkodziło, ba, przydałoby się, ostudziłoby niebezpiecznych szowinistów. To rzeczywiście prawda: my jedyni jesteśmy gotowi i potrafimy zjednać i utrzymać porządek. Nasz wzór będzie decydować. [...]
Polacy. Zupełnie nielojalni ludzie. Uzgodniłem przecież z [Romanem] Dmowskim, że w sprawie Śląska dojdziemy zawczasu do dobrego porozumienia. Kramář już telegrafował. Dodaję: jest to, jak sądzę, austriacka (może i niemiecka) intryga — wiedzą, że chcemy upaństwowić kopalnie, dlatego podjudzili Polaków. Ci Polacy to nie autochtoniczni Ślązacy, lecz robotnicy z Galicji, ludzie zupełnie niegramotni, a więc — bolszewizm w wersji polskiej. Bardzo niebezpieczne.
[Ferdinand] Foch [główny dowodzący wojsk Ententy] niech wyda rozkaz, że Śląsk należy ewakuować. My będziemy negocjować z Polakami o Polaków, o Śląsk, ale dopiero, gdy będą mieli państwo. Państwo z państwem, nie jak teraz — nieodpowiedzialne rządy o charakterze lokalnym.
Praga, 28 grudnia
Masaryk a Beneš ve svých dopisech z doby pařížských mírových jednání v roce 1919, vyd. Z. Šolle, t. II, Praha 1994 (tłum. Bohdan Małysz).
Stanowisko wobec Polaków wyraziłem w posłaniu i w odpowiedzi na życzenie Zgromadzenia Narodowego: Polacy nie mają jeszcze swojego państwa, ale kilka państw lub zalążki państw; okupacja Śląska nielojalna i anarchiczna — anonimowa, prywatna. Musimy działać na szczeblu państwowym. Odstąpimy im dosyć.
Poprzez okupację doprowadzili do rozkładu i bolszewizmu. Także sami Polacy proszą nas o interwencję.
Alianci mogą powiedzieć Polakom, aby odstąpili od okupacji; porozumienie terytorialne nastąpi, ale formalnie zgodnie z przepisami (państwo z państwem).
Musimy mieć Karwinę (węgiel): kiedy będziemy mieli dostatek węgla, będziemy mogli zaopatrywać Wiedeń, Budapeszt i Bawarię i dzięki temu będziemy mieli wpływ na te państwa.
Praga, 5 stycznia
Boj o směr vývoje československého státu, t. I, Praha 1965 (tłum. Piotr Głogowski).
Okupacja Śląska Cieszyńskiego przez polską stronę wytworzyła w tej części państwa czechosłowackiego stosunki, które głęboko naruszyły, jeśli nie w ogóle zlikwidowały, jakąkolwiek powszechną administrację i które z uwagi na zagrożenie dla praworządnego życia państwowego nie mogą być przez rząd, świadom w dzisiejszych niespokojnych czasach wszystkich powinności względem swego narodu i sprzymierzeńców, dłużej utrzymywane i znoszone. [...] Obywatele Śląska Cieszyńskiego, tak Czesi, Polacy, jak i Niemcy — których życie i majątek są w każdej chwili zagrożone — proszą rząd o pomoc i ochronę, jaką dotychczas każdemu obywatelowi zapewnił na całym terytorium państwa rząd Republiki Czechosłowackiej. [...]
Rząd Republiki Czechosłowackiej zapewnia rząd polski w Warszawie, że ciągle jest przepojony duchem pojednania, jak byli wcześniej przedstawiciele narodu czechosłowackiego podczas rokowań z przedstawicielami narodu polskiego, oraz że wierzy i ma nadzieję, iż w kwestii cieszyńskiej dojdzie do obopólnego zadowalającego porozumienia.
Rząd Republiki Czechosłowackiej zwraca się do rządu polskiego z żądaniem odwołania wojsk okupacyjnych i uspokojenia tonu informacji o całej sprawie w swojej prasie, która przeciw narodowi czeskiemu z powodu kwestii cieszyńskiej bardzo nieprzyjaźnie i w sposób dla nas niezrozumiały występuje, choć strona czechosłowacka nie zrobiła niczego, co by było krzywdzące dla narodu polskiego.
Praga, 21 stycznia
Boj o směr vývoje československého státu, t. I, Praha 1965 (tłum. Piotr Głogowski).
Rano nadszedł meldunek z placówki o pierwszym przekroczeniu linii demarkacyjnej przez większe oddziały czeskie, które po krótkiej walce z naszą placówką zajęły ogrzewalnię stacji kolejowej Bogumin. Zaalarmowano 11 kompanię i wysłano ją celem rozbrojenia załogi czeskiej, stacjonującej w Boguminie. [...] Po ciężkiej utarczce bierzemy wszystkich do niewoli. [...] Po naszej stronie dwóch zabitych, po czeskiej dziesięciu rannych. Rozbrojony oddział Czechów wysłano do Piotrowic, nas na patrole. [...]
Na dworcu kolejowym, bronionym przez 9 kompanię, Czesi znienacka z pociągu pancernego zdołali wyładować transport dużego oddziału. Byli to tak zwani legionarze czescy, świetnie wyekwipowani i uzbrojeni, przypominający swym ubiorem wojska francuskie. I teraz zaczęła się nierówna walka we wszystkich punktach obronnych miasta. Około godziny 15.00 dwa pociągi pancerne podjechały ze świeżymi transportami czeskimi. Poczęto nas oskrzydlać. Ppor. Jeschiva zostaje ranny. Czesi butniejsi, gdyż manewr oskrzydlenia został szybko uskuteczniony. Wszędzie chaotyczna strzelanina.
Wobec niemożności, mimo prób przebicia się na Skrzeczoń z resztkami sił, które skupił por. Bodaszewski, po zakomunikowaniu mu układu, godzi się na spokojną ewakuację ze cenę zwrotu jeńców czeskich z Piotrowic, nawet na złożenie broni w osobnym miejscu, celem uniknięcia starć między oddziałami rozjuszonymi całodzienną walką. Lecz, o zgrozo, gdy spełniono ostatni podyktowany przez Czechów warunek, gdy jeńcy czescy wrócili z Piotrowic — zaczął się formalny gwałt zawartej przed półgodziną umowy; rozpoczęła się istna masakra, splądrowano dobytek polskiej załogi, pobito do nieprzytomności żołnierzy polskich i rannego już ppor. Jeschivę. Znęcano się okrutnie, a w końcu oświadczono garstce obrońców, że są jeńcami wojennymi.
Bogumin, 23 stycznia
Nadolzie zrywa okowy, pod red. Roberta Danela, Cieszyn 1998.
Wieczorem wróciłem do Cieszyna i spotkałem na dworcu nauczyciela Fierlę z Karwiny z grupą górników, obładowanych karabinami. Zapytałem, co to znaczy, a kolega powiada: „Czesi napadli na zagłębie! W Karwinie toczą się walki! Przyjechaliśmy po broń”.
Wracam z nimi pociągiem, który dojechał tylko na dworzec karwiński. Wysiadam i idę piechotą w stronę Dąbrowy, skąd odzywają się pojedyncze strzały i słychać terkot karabinu maszynowego. W kolonii na granicy Karwiny zatrzymują mnie polskie placówki — dalej iść nie wolno, bo w Dąbrowie są już Czesi!
Dąbrowa, 23 stycznia
Jan Żebrok, Pamiętnik śląskiego nauczyciela, Cieszyn 2002.
Oficer, który aresztował męża [Józefa Kiedronia], zostawił go pod strażą paru żołnierzy i odszedł. A w wielkiej sali gospody prócz rannych i zabitych był też tłum zdrowych Czechów, którzy męża lżyli, grozili mu, doskakiwali do niego z pięściami. Przy każdym rannym, którego wnoszono, paroksyzmy złości i nienawiści powtarzały się i wzmagały na sile. A żołnierze usiedli opodal i zdawali się nie widzieć i nie słyszeć. Mąż zauważył z przyjemnością, iż wśród jego prześladowców nie było czeskich górników z „Bettiny” i „Eleonory”. Zaglądali do sali, lecz jakby zgorszeni tym, co widzą, cofali się natychmiast.
Trwało to ze dwie godziny. Mąż był przekonany, że umyślnie umieszczono go w owej sali, by Czesi rozdrażnieni widokiem rannych i zmarłych dopuścili się na nim linczu. Że do tego nie doszło, przypisywał spokojowi, który udało mu się zachować, i autorytetowi oraz dobrej sławie, jaką miał w Dąbrowie. [...]
W miarę cofania się polskiego wojska, pewna liczba ochotników i milicjantów wracała do domów, tych denuncjowali miejscowi Czesi, a wojsko czeskie aresztowało, biło po drodze do sierocińca i w jego wnętrzu. W ciągu dnia, który tam spędziłam [po aresztowaniu mnie], co pewien czas dochodziły z korytarza krzyki i jęki, po czym wpychano do pokoju zakrwawioną ofiarę.
Od rana do zmierzchu nie przyniesiono więźniom ani jadła, ani napoju. Wszyscy musieli stać, tylko dla mnie znalazł się stołek. Wyciągnęłam z walizki chleb i wędlinę, namawiałam do jedzenia męża oraz stojących bliżej i dalej ode mnie. Nikt jeść nie chciał. Ja także nie mogłam, widok krwawych głów i twarzy był straszny.
Dąbrowa, 24 stycznia
Zofia Kirkor-Kiedroniowa, Wspomnienia, t. II, Ziemia mojego męża, Kraków 1988.
W Bystrzycy [hutnicy trzynieccy] zrobili tyralierkę i posuwali się w stronę Jabłonkowa, aby dać odpór zbliżającym się Czechom. Zaczęła się walka, lecz niedługo trwała, ponieważ zwykli robotnicy, mając tylko karabin w ręku, a nie będąc wyćwiczeni i zahartowani w służbie wojskowej, nie mogli utrzymać frontu przeciw nawale regularnych wojsk czeskich, którzy mieli wszystkie narzędzia mordu ze sobą. [...]
Ze strony robotniczej padli: Kraus, Cieślar, Stryja i Czudek, którzy z powodu zranienia nie mogli ujść oprawcom czeskim, na których też legionarze wywarli zemstę i w okrutny, potworny sposób ich dobijali. Nie było im dosyć na tym, wywlekali z chałup całkiem niewinnych ludzi, nad którymi pastwiono się, zawleczono na pociąg, a wśród zimna i głodu odstawiono do aresztów w Morawskiej Ostrawie lub do Nowego Jiczyna.
Bystrzyca, 24 stycznia
Paweł Golec, Pamiętnik mego życia, Książnica Cieszyńska, sygn. RS AKC. 00907.
O 18.30 zostałam zatrzymana w swoim mieszkaniu i odprowadzona przez polskiego oficera i czterech żołnierzy z bagnetami na karabinach do pomieszczenia w koszarach, gdzie znajdowało się już około trzydziestu internowanych Czechów i Niemców. Pomieszczenie, w którym spędziliśmy noc, było pełne brudu, nieogrzane, sienniki były zabrudzone do tego stopnia, że większość z nas wolała przesiedzieć na ławkach. Zapaliliśmy trochę w piecu zebranymi przy nim śmieciami, by przetrzymać mroźną noc.
O trzeciej w nocy przyszło kilku uzbrojonych żołnierzy, którzy dowiedziawszy się, że jesteśmy internowanymi Czechami, w najgorszych przekleństwach straszyli nas szubienicą, najbardziej wulgarnymi słowami wymyślając czeskiemu narodowi. Drętwieliśmy ze strachu, by w swej nieograniczonej wściekłości nie przywiedli do skutku swojej groźby. [...]
Wypuszczono mnie jedynie pod warunkiem, że stanę w obronie rodziny oficera interweniującego w mojej sprawie, w razie wkroczenia czeskiego wojska.
Cieszyn, 25/26 stycznia
ZAO, f. Zemský Národní výbor pro Slezsko, kartón 12, i.č. 19/4 (tłum. Karolina Deling-Jóźwik).
Samochód z przymocowaną bronią maszynową i z załogą gotową do walki z pędem wjeżdża do miasta. Ponieważ trwa pora obiadowa, na miejscu, gdzie parkuje auto, jest niewiele osób. Po chwili zjawia się kompania. Delegacja z panem pułkownikiem Hannakiem na czele stawia się u burmistrza [Aloisa Gamrotha] i informuje go o okupacji miasta. [...]
Burmistrz kieruje następującą odezwę do obywateli:
„Do mieszkańców miasta Cieszyn! Współobywatele! Oddziały Republiki Czechosłowackiej w imieniu Ententy zajęły nasze miasto. Komendant tych oddziałów złożył zapewnienie zarządowi miasta, że życie oraz własność mieszkańców miasta pozostają pod pełną ochroną, jeśli tylko będą się oni odnosić pokojowo do wojsk okupacyjnych i zaniechają wobec niego wszelkich wrogich manifestacji. Dlatego wzywam Was, byście zachowali spokój i porządek i w interesie mieszkańców miasta zaniechali wszystkiego, co mogłoby zostać odczytane jako znak wrogości wobec oddziałów Republiki Czechosłowackiej”.
Cieszyn, 27 stycznia
Die Besetzung von Teschen, „Silesia” z 29 stycznia 1919 (tłum. Piotr Filipkowski).
Reokupacja Śląska Cieszyńskiego całkiem uzasadniona i konieczna. Memorandum i załączniki udowadniają to jasno. Francja jest przeciwko samej sobie, jeżeli nie akceptuje sprawy. My porozumiemy się z Polakami; musimy mieć Karwinę i kolej. [...]
Polacy zachowują się absurdalnie, są podrażnieni i absolutnie nielojalni. Również przy obronie Śląska Cieszyńskiego. [...] Polacy uzbroili ludność cywilną, już choćby dlatego musieliśmy przyjść (nasi nas prosili, także Niemcy) i dlatego też nie możemy odejść. Tylko okupacja przez armię francuską (i Ententy) mogłaby skłonić obie strony do ewakuacji. Ale to już nie jest konieczne: jest porządek i jest restitutio in integrum [przywrócenie stanu pierwotnego]. To uzbrojenie cywilów — anarchizm!
Praga, 28 stycznia
Masaryk a Beneš ve svých dopisech z doby pařížských mírových jednání v roce 1919, vyd. Z. Šolle, t. II, Praha 1994 (tłum. Bohdan Małysz).
Idziemy szosą do Skoczowa. Działa groźnie grzmią. Rechot karabinów maszynowych. [...] Powiadają żołnierze, że przed chwilą nasze wojska odparły natarcia przeważających sił wojskowych czeskich; i że właśnie odpiera się nowe ataki, jeszcze silniejsze. Dlatego wszystko w Skoczowie w pogotowiu, by w razie przełamania frontu cofnąć się za Wisłę... Mieszczanie skoczowscy, przestraszeni, wylegają na ulice i miłosiernie patrzą na polskich żołnierzy, czy ataki powstrzymają... [...]
[W okolicach Goleszowa] spotykam kilku chłopów, ale widać wpływ ślązakowszczyzny. Tym to obojętne, kto będzie u nas „panem”. Oj, barany, barany! Inaczej robotnicy, których też spotykam. Ci już mają ustalone zdrowe poglądy, ci przeżywają na Czechów. [...]
W domu nie ma nikogo. Ci co byli, znajomi robotnicy trzynieccy, zostawili tylko pozdrowienia z tym, że zdecydowali się wrócić. Dobrzeście postanowili, przyjaciele. Po co się włóczyć, po co uciekać z własnej ziemi, gdy się ma tylko te zbrodnie na sumieniu, że się Ojczyznę, że się swój kraj kochało.
Ustroń, 28 stycznia
Jan Wantuła, Pamiętniki, Cieszyn 2003.
Przedstawiciele wielkich mocarstw, zbadawszy zatarg, który miał miejsce między Czechami a Polakami w Księstwie Cieszyńskim, a którego wynikiem było doprowadzenie do okupacji okręgu górniczego Ostrawa–Karwina oraz drogi żelaznej z Bogumina do Cieszyna i z Cieszyna do Jabłonkowa, orzekli, co następuje:
Uważają za wskazane przede wszystkim przypomnieć, że narodowości, które przyjęły zobowiązanie oddania zagadnień je obchodzących Konferencji Pokojowej, nie powinny tymczasem dążyć przed decyzją do zapewnienia sobie rękojmi lub zajmowania terytorium, do którego roszczą sobie prawo. Stwierdzają zobowiązanie, mocą którego przedstawiciele narodu czeskiego oświadczają, że wstrzymują definitywnie swoje wojska na powyżej wymienionych liniach kolejowych, aż do powzięcia przez Kongres Pokojowy decyzji w sprawie ostatecznego przyznania terytoriów. [...]
Podpisani uważają za niezbędne natychmiastowe wysłanie na miejsce Komisji Kontrolującej dla zapobiegania wszelkim zatargom pomiędzy ludnością czeską a polską w okręgu cieszyńskim. Komisja ta, poza środkami, które będzie musiała przeprowadzić, przygotuje śledztwo, mocą którego Kongres Pokojowy będzie musiał się wypowiedzieć w sprawie ustalenia w sposób ostateczny odnośnych granic Polaków i Czechów w okręgu spornym. [...]
Eksploatacja kopalń w okręgu karwińsko-ostrawskim będzie wykonywana przy unikaniu wszelkich zamachów na prawo prywatnej własności, przy zastrzeżeniu środków policyjnych, których by położenie mogło wymagać. Komisji Kontrolującej będzie poruczone czuwanie oraz zabezpieczenie w razie potrzeby produkcji węgla tej części, która może być sprawiedliwie wymagana i wystarczająca dla pokrycia potrzeb Polaków. [...]
Żaden akt, dający obecnie pozory aneksji całości lub części tego Księstwa bądź jako terytorium polskie, bądź jako terytorium państwa czeskiego, nie będzie mógł być uznany za ważny bez względu na to, przez którą ze stron byłby dokonany.
Przedstawiciele narodu czeskiego zobowiązują się do uwolnienia natychmiast łącznie z bronią i bagażem jeńców polskich, wziętych podczas zatargu.
Paryż, 3 lutego
Kwestja cieszyńska. Zbiór dokumentów z okresu walki o Śląsk Cieszyński 1918–1920, zest. dr Włodzimierz Dąbrowski, Katowice 1923.
Kiedy nastąpiła wyznaczona godzina ewakuacji, a oddziały nie sprawiały wrażenia, jakby miały się gdziekolwiek ruszać, rozkazano mi poprosić czeskiego dowódcę, aby porozmawiał z pułkownikiem [Basilem] Coulsonem. [...] Udałem się w kierunku czeskiego dowódcy, który wraz ze swoim zastępcą defilował nerwowo przed swym oddziałem.
— Mon commandant — rzekłem, pozdrawiając i przerywając mu marsz.
— Bláha — odpowiedział krótko, odwzajemniając pozdrowienie.
— Proszę pozwolić ze mną na chwilę.
Przepchnęliśmy się przez tłum, który odprowadził nas wzrokiem do hotelu, gdzie czekał pułkownik.
— Mon commandant — spytał cicho — skąd to opóźnienie?
— Mon colonel — odpowiedział Czech — niepodobnym było sprostać pana rozkazom względem czasu.
— Trzy razy więcej dostał pan czasu. Tym razem nie dostanie pan ani chwili dłużej. Zna pan rozkazy Paryża. Należy je wypełnić. Mon commandant, licząc od tej chwili ma pan pięć minut na opuszczenie miasta.
— Mon colonel — rzekł Bláha salutując i wyszedł bez słowa.
Po chwili rynek był zupełnie pusty, nie licząc tłumu oczekujących cywilów. [...]
O 11.00 patrol polskich ułanów wjechał na rynek, jednak dopiero o 13.00 do miasta zaczęła „wlewać się” cała kawaleria. Entuzjazm świadków tego wydarzenia był ogromny. Paradę prowadził pułkownik Latinik i jego ekipa, defilująca po szerokiej esplanadzie wśród tłumu gapiów. Siły czeskie z pewnością to widziały, choć oddalone były o co najmniej milę, za doliną. Zaczął padać deszcz, nie zdołał jednak ugasić zapału tłumu. Gdy orkiestra zaintonowała polski hymn narodowy, wtórujący tłum posłał swój pean echem daleko, aż do serca doliny.
Polskie wojsko, zarówno piechota, jak i kawaleria, było słabo wyekwipowane, zaś piechota zwłaszcza wyglądała opłakanie. Byli to chłopcy ubrani w zupełnie przypadkowe mundury ozdobione różnymi wzorami, objuczeni rozmaitymi paczkami, pod wielobarwnymi, poplamionymi pelerynami. [...] Każdy żołnierz w ich szrankach okryty był kwieciem, większość z nich na wylocie lufy swego karabinu miała wetkniętą miniaturową flagę jednego z państw sprzymierzonych. [...]
Dziś był dzień ich triumfu.
Cieszyn, 26 lutego
James A. Roy, Pole and Czech in Silesia, London 1921 (tłum. Mateusz Sidor).
My, Ślązacy, żądamy niezwłocznego, szybkiego wysiedlenia wszystkich przybyszów galicyjskich, bez różnicy pozycji społecznej czy zawodu, i stwierdzamy, że:
Wymówienie musi nastąpić w trybie natychmiastowym, nie zdzierżymy żadnych przeciwnych interpretacji, z jakimi zawsze spotykamy się w podobnym wypadku, lecz domagamy się szybkiego wypełnienia tego uzasadnionego żądania, jako że nasi ludzie osiedli w Polsce muszą opuścić swoje majątki i wyprowadzić się w ciągu 48 godzin. Żaden Czech nie jest w Polsce pewny swojego życia. Nasi ludzie są napadani, ograbiani, bici — bez przyczyny, tylko dlatego, że są Czechami. [...]
Jeżeli tak chcą, niech tak mają!
Żadnego więcej uzasadniania! Polacy też nie uzasadniają.
Wysiedlenie! To musi się stać jak najprędzej!
Tego chcemy w imię spokoju tej ziemi, w imię bezpieczeństwa naszych rodzin i od tego nie ustąpimy.
Orłowa, 2 marca
ZAO, f. Policejní Ředitelství Moravská Ostrava, kartón 1165 (tłum. Bohdan Małysz).
Delegacja polskich górników została wprowadzona i przedstawiona przez hrabiego [Franciszka Ksawerego] Pusłowskiego. [...] Ich przywódca, duży, czarnooki jegomość, z ciemną, kręconą czupryną, natychmiast zaczął mówić po polsku, z niesamowitym ogniem i prędkością. Pusłowski tłumaczył jego najważniejsze uwagi na francuski. Na początku po stronie jego towarzyszy panowało krępujące milczenie, ale wraz z jego przemówieniem coraz częściej mu przerywano, aż w końcu w ogóle nie mógł mówić. Były chwile, gdy podniecone głosy stawały się krzykiem.
Gros ich żalów sprowadzało się do tego, że czescy żołnierze w szybach węglowych nieustannie grozili i obrażali górników; że żadna przeszkoda nie była od razu usuwana; że wartownicy mieli zwyczaj palić w szybach i grozić miejscowym swoimi karabinami. „Jeżeli kopalnie zostaną oddane Czechom — mówił z pasją przywódca górników — oznaczałoby to, że zostalibyśmy sprzedani za złoto jak byle przedmioty, a w takim wypadku, przysięgamy, że zniszczymy szyby, zmasakrujemy sprzęt, wysadzimy w powietrze mosty kolejowe i wszędzie wprowadzimy bolszewizm i chaos.” To wyznanie było wsparte przez gromkie okrzyki jego ponurych, ciemnookich towarzyszy z głębi sali.
Było coś złowrogiego w pasji tych mężczyzn. Ich szczerość, podświadomie, robiła wrażenie, podobnie jak ładunek niezadowolenia w ich duszach. Ich skarga była krzykiem człowieczeństwa w okowach, w obawie, aby ich prawa naturalne nie zostały sprzedane za miskę kaszy.
Cieszyn, 18 kwietnia
James A. Roy, Pole and Czech in Silesia, London 1921 (tłum. Mateusz Sidor).
Górnicy polscy żądają na przykład usuwania co bardziej uświadomionych górników, urzędników i innych pracowników czeskich, którzy przez długie lata byli zatrudnieni w kopalniach. Grożą im powieszeniem, zastrzeleniem, wybijają czeskim pracownikom okna. Domagają się, aby swe posady ponownie objęli urzędnicy i pracownicy polscy, którzy należeli do najgorliwszych podżegaczy przeciwko naszej republice i musieli być przeto usunięci z zakładu, aby zapobiec przelewowi krwi między żywiołem czeskim i polskim — i aby w kopalniach tego zagłębia węglowego, tak ważnego dla naszego państwa, w ogóle była możliwa jakakolwiek praca. [...]
Winowajców polskiego robotniczego terroru należy szukać w pierwszym rzędzie w Radzie Narodowej w Cieszynie, korporacji kierowanej przez kilku wszechpolskich agitatorów, która rości sobie prawa władzy wykonawczej rządu polskiego na zajętym przez Polaków terytorium Śląska Cieszyńskiego. [...] Jest oczywistością, że również obecne strajki i spory o wynagrodzenie czy też postulat 6-godzinnego dnia pracy, przedstawiony przez polskich socjaldemokratów, są zbrodniczym dziełem tej złowrogiej, nieodpowiedzialnej korporacji.
Opawa, 14 maja
ZAO, f. Policejní ředitelství Moravská Ostrava, kartón 621, sign. 293 (tłum. Bohdan Małysz).
Ferdinand Pelc: Plebiscyt — wynik będzie dobry; musimy to głośno powiedzieć wszystkim ludziom. Nie możemy być przygnębieni, bo walka będzie przegrana. Wszystko zależy od organizacji pracy, która tu będzie prowadzona. Wszystko musi być pod ręką; rady narodowe będą organami wykonawczymi w akcji; logistyka musi być odpowiednio przemyślana. W organizacji musi być dyscyplina, każdy w pogotowiu. Odrzuca się jakąkolwiek przemoc wobec innej narodowości, zwłaszcza teraz. [...]
Generał [Armand] Philippe (oficer francuski przydzielony do armii czechosłowackiej, dowódca grupy morawsko-śląskiej): Sprawa nie jest stracona, musimy to zdobyć. Wszystko zyskamy, jeśli będziemy dobrze zorganizowani, zdyscyplinowani i będziemy słuchać nakazów przywódców. Z wojskowego punktu widzenia zapewniam, że siły zbrojne są tak wielkie, iż mogą nas ochronić przed każdym niebezpieczeństwem. [...] Wszyscy do pracy dla zwycięstwa. Niech żyje Republika Czechosłowacka!
Okrzyki: Niech żyje Francja! [...]
[Jan] Prokeš: Podenerwowanie na linii demarkacyjnej da się wytłumaczyć polskimi groźbami. Żadnych sentymentów. Planowe działanie. Jest tu dosyć Polaków, którzy przemyślą sobie głosowanie za republiką polską. [...] Nie przypochlebiać się przesadnie Niemcom. Nie musimy Niemcom składać żadnych obietnic; jeżeli będą za nami, zrobią to z własnego egoizmu.
Polska Ostrawa, 13 września
ZAO, f. Zemský Národní výbor pro Slezsko, kartón 12, i.č. 21, rkps. (tłum. Agata Witerska).
Była to pierwsza dzika niedziela w większym rozmiarze. W Orłowej (a Orłowa była niezmiernie ważnym miejscem w czasie walk plebiscytowych, jej rynek był świadkiem wydarzeń tragicznych i scen komicznych) odbywał się ogromny wiec ludowy, który zwołali Polacy. Oczywiście przyszli też Czesi. Myślę, że było 20 tysięcy Polaków i 7 tysięcy Czechów. Jak tylko Polacy zaczęli przemawiać, odezwały się czeskie piszczałki, trąbki, bębenki i krzyki. Chcieli przemawiać Czesi, wrzeszczeli Polacy...
Przez chwilę było to śmieszne, ale potem ci, co stali z boku, podnieśli kije i stało się. Pasja i wściekłość doszły do głosu. Było to okropne, pamiętam wiele połamanych lasek i kijów, które wtedy nazywano „plebiscytami”. To one miały rozstrzygnąć spór.
Orłowa, 8 lutego
Eda Cenek, Pele-mele z plebiscitu, Archiv města Ostravy, f. Jaroslav Zahradník, kartón 10, i.č. 171 (tłum. Piotr Głogowski).
[Podczas wiecu polskiego] Żandarmi czescy [...] wszczęli na swoich gwizdkach służbowych rozdzierający uszy alarm. Na ten znak tłum Czechów, stojący na drodze za parkanem, odpowiedział wrzaskiem ogłuszającym. Gdy minął pierwszy szał tego krzyku, pan Kegel oświadczył: „Witam was na tym wiecu w Polskiej Ostrawie...”. Nie dano mu zdania dokończyć, dzikim wrzaskiem: „Nie Polska, a Slezska Ostrawa...”. [...] Gdy stanąłem na trybunie, Czesi zaczęli śpiewać: „Kde domov muj...”. [...]
Na znak dany przez Sztablę [kierownika szkoły czeskiej], zgromadzeni Czesi zaczęli śpiewać: „Hej, Slovane...”, a gdy doszli do refrenu, zawierającego groźbę, że „hrom a peklo” uderzy wroga, podniósł się wkoło mnie las kijów, lasek i kołków, wyrwanych z drzewek w ogrodzie. [...] Ponieważ chciałem ułatwić kobietom, bitym przez Czechów pałkami po głowach, wycofanie się z ogrodu, przeto opóźniłem na krótką chwilę własne odejście. Z tego skorzystali Czesi i, ująwszy mnie z tyłu, usiłowali w tył wywrócić, tak zdeptać i uśmiercić. [...] W tej chwili jakiś niewielki człowiek, stojący obok mnie z lewej strony, wyciągnął bagnet i pchnął nim w kierunku poza moje plecy. [...]
Liczni świadkowie stwierdzają, że komisarz policji czeskiej [...], zebrawszy wkoło siebie gromadę czeskich zbójów, namawiał ich głośno: „Pamiętajcie, abyście mi wszyscy zgodnie mówili, że Reger bagnet wyciągnął”. [...] Zacząłem uciekać w stronę Michałkowic. Gdy ubiegłem kilkanaście kroków, dopadli mnie znowu Czesi, otoczyli zewsząd i zaczęli bić. [...] Jakiś nieznajomy człowiek przyszedł mi z pomocą — zagroził zbójom rewolwerem. Wtedy kaci rzucili się za nim, a ja po chwili wstałem i schroniłem się w bezpieczne miejsce.
Śląska Ostrawa, 15 lutego
Książnica Cieszyńska, Teki Regera, t. 18, sygn. 55.
Co do terminu oznaczonego do ułożenia list głosowania do końca kwietnia br. i do wnoszenia reklamacji w ciągu trzech tygodni, należy przypuszczać, że terminy te nie będą ostateczne. O rozpoczęciu plebiscytu nie może być bowiem mowy tak długo, dopóki nie będzie umożliwione wszystkim obywatelom polskim, zmuszonym do opuszczenia części Śląska podlegającej administracji czeskiej, swobodne prawo głosowania. Wprawdzie układy czesko-polskie przyjmują powrót wydalonych za możliwy do przeprowadzenia, w praktyce jednak jest inaczej; mianowicie Czesi dalej rugują Polaków ze Śląska. [...] Wiele czysto polskich gmin lub też w przeważającej części polskich znajduje się pod zarządem czeskim, który zaznaczył się tysiącami gwałtów, ciągle się jeszcze powtarzającymi i dzięki któremu dziś zarządy szybów wydalają polskich robotników uprawnionych do głosowania.
Według przepisów, listy wyborcze muszą być podane do publicznej wiadomości przez przybicie w urzędzie gminnym i każdy uprawniony do głosowania ma obowiązek przekonania się, czy znajduje się na liście. Jednakże to w gminach, gdzie urzędują Czesi, o ile w ogóle możliwe, połączone będzie wprost z zagrożeniem życia dla obywateli polskich, ponieważ członkowie czeskich bojówek postarają się o to, by polskim obywatelom kontrolę list uniemożliwić. Na tę ewentualność przepisy nic nie przewidują.
Cieszyn, 10 kwietnia
Książnica Cieszyńska, Teki Baczyńskiego, sygn. NO 00165.
Jeśli minione dni były dla miejscowych ludzi czyśćcem, nadchodzi obecnie piekło.
W sobotę 15 maja znowu odbywa się burzliwy wiec ludności na rynku. Tłum wie, że w składnicy [...] są jacyś Polacy. Nic nie pomaga, rozwścieczony tłum wyłamuje drzwi, od emocji wszystkim płoną policzki, a wściekłość i furia dusi wszystkich: bije się na oślep, krew się leje, a rannych trzeba odwozić do szpitala.
Wtem rozchodzi się pogłoska, że w kościele świadkiem na ślubie jest polski detektyw. Nie ma nic świętego dla tego ludu, pędzą w górę po schodach i przed wejściem czekają na szpiega. Wychodzi, a zgromadzony tłum rzuca się na niego — szaleństwem można nazwać to zachowanie. [...]
Widziałem, jak ludzie chcieli się mścić za upokorzenia i niesprawiedliwość, jaką czyniono po drugiej stronie. Słyszało się, do jakiego zezwierzęcenia tam dochodziło, różni ludzie przedstawiali to w najciemniejszych barwach. Widziałem, jak bezrozumnie i nierozsądnie sięgali nasi ludzie po sznury, a do pętli wsadzali głowy nieprzyjaciół, widziałem i postrzegałem to jako część tragedii krwawiącej Silesii. [...]
Nasi policjanci byli zupełnie bezbronni wobec wielotysięcznych tłumów. Zupełnie bezbronni. Wystarczyło, że ktoś powiedział [...]: „Mezera ma rozbitą czaszkę”, „Domek Ščerby wyleciał w powietrze” — aby tłum rzucił się na pierwszego niewinnego i zatłukł go na śmierć. Nie istniała ani litość, ani miłosierdzie.
Orłowa, 15 maja
Eda Cenek, Pele-mele z plebiscitu, Archiv města Ostravy, f. Jaroslav Zahradník, kartón 10, i.č. 171 (tłum. Piotr Głogowski).
Dzisiejsza noc była widownią krwawej rozprawy: około trzystu bandytów czeskich strzelających kulami dum-dum otworzyło formalny ogień karabinowy na polską granicę w Skrzeczoniu, której broniło tylko ośmiu żandarmów polskich. Rezultat tej nierównej walki był smutny: jednego żandarma polskiego (śp. Józef Kogut) zabito, jednego (Jan Czuba) czescy pałkarze zaciągnęli do Morawskiej Ostrawy, znęcając się nad nim w haniebny sposób do tego stopnia, że płakał z bólu, trzeciego żandarma (Wiktor Dejowski) pobito dotkliwie, lecz pokrwawiony zdołał wyrwać się z rąk oprawców. [...]
Bogumin roi się od czeskich zbirów, z których każdy ma rewolwer w kieszeni, a pod paltem karabin, lecz tego francuska komenda nie widzi [...]. Bandyci czescy w biały dzień przyjeżdżają tu automobilami i z mieszkań wywożą Polaków za to jedynie, że są Polakami. Sytuacja dla nas w Boguminie z każdym dniem się pogarsza, wybitniejsi działacze polscy uciekli stąd lub są systematycznie usuwani. Pozostali Polacy boją się przyznać, że są Polakami. Przy plebiscycie w takich warunkach na pewno przegralibyśmy Bogumin.
Bogumin, 16 czerwca
Edward Długajczyk, Polska konspiracja wojskowa na Śląsku Cieszyńskim w latach 1919–1920, Katowice 2005.
Obok załatwienia sprawy związanej z prowadzeniem wojny Polski z Rosją w Spa został podpisany przeze mnie układ, określający sposób definitywnego załatwienia naszej granicy czeskiej. [...] Co do Śląska Cieszyńskiego, zgodziłem się, by linię demarkacyjną określili alianci bez naszego udziału. Zgodziłem się na ich arbitraż, nie mając żadnych gwarancji, czy on wypadnie na naszą korzyść. [...] Było to absolutną wówczas dla nas koniecznością. [...]
Wyjeżdżając do Spa, nie byłem wcale przygotowany na to, że wypadnie mi przyjąć decyzję w sprawie Śląska. Zasadniczo zawsze byłem tego zdania, że najwłaściwszy na Śląsku byłby plebiscyt, jako że sądziłem, że wyraźna większość polska jest elementem dominującym liczbowo na znacznym terytorium węglowym, o które głównie chodziło. W delegacji polskiej jednak zastałem pogląd zupełnie inny. W sprawie śląskiej delegację stanowili: Wielowiejski, [Erazm] Piltz i [Józef] Kiedroń. Wszyscy oni wobec mnie twierdzili, że plebiscyt wobec stanu rzeczy w Polsce [z powodu wojny z Rosją bolszewicką] jest na razie nie do pomyślenia, że mógłby dać złe wyniki, a że arbitrażu obawiać się nie należy. [...] Wielowiejski informowany przez Francję [...] zapewniał, że nam nic zbyt złego z arbitrażu aliantów, dzięki stanowisku Francji jakoby przychylnemu Polsce, nie grozi.
Spa (Belgia), 10 lipca
Władysław Grabski, Wspomnienia ze Spa, Londyn 1973.
28 lipca 1920 konferencja ambasadorów ogłosiła takst decyzji wyznaczającej granice Czechosłowacji i Polski w Księstwie Cieszyńskim, na Spiszu i Orawie. [...] Kłuszyńska przyjechała do Wisły i wstąpiła do mnie. „Już jest decyzja — oznajmiła — Karwina, Trzyniec, Frysztat dla Czechów.” Po chwili dodała: „To jest zbyt potworne, to nie może się ostać”.
Tak, to było potworne. Jednak następne wieści przekreśliły wszystkie złudzenia.
W zupełnej prostracji przeleżałam parę dni, powtarzając bezgłośnie: „Karwina, Trzyniec, Frysztat...” — tak jak się powtarza imiona najdroższych, których śmierć zabrała. A potem przyszło postanowienie, by pozostać z nimi, z tymi najlepszymi, oddanymi w niewolę. Wiedziałam, że mąż taksamo postanowi. Ale wykonać zamiaru nie pozwoliły najpierw wypadki, a później Czesi. [...] Nie wrócę już do Dąbrowy. Nie wrócę tam, gdzie przeżyłam najlepsze lata we wspólnej z mężem dla sprawy polskiej pracy, razem z najlepszym w całej Polsce ludem.
Nie wrócę do Ziemi mojego Męża.
Ale krew jego, która w tę Ziemię wsiąknęła, przekazała jej hasło: Nil desperandum [nie trzeba tracić nadziei].
Wisła, 29 lipca
Zofia Kirkor-Kiedroniowa, Wspomnienia, t. II, Ziemia mojego męża, Kraków 1988.
W takich warunkach, Panie Prezydencie, jest rzeczą mało prawdopodobną, aby szlachetny cel Rady Najwyższej — położyć kres konfliktom i ustanowić normalne i przyjazne stosunki pomiędzy Rzeczpospolitą Polską a Rzeczpospolitą Czesko-słowacką — mógł być osiągnięty. Albowiem decyzja [o podziale Śląska Cieszyńskiego], powzięta przez Konferencję Ambasadorów [28 lipca], wykopała pomiędzy dwoma narodami przepaść, której nic wypełnić nie zdoła.
Rząd polski podpisał formalne zobowiązanie, które musi być wykonane. Z nieprzezwyciężonym bólem położę mój podpis pod dokumentem, który nam odbiera tak godną, tak cenną i tak nam drogą część naszego narodu. Atoli zanim to uczynię, chcę Panu oświadczyć, Panie Prezydencie, że jakkolwiek Rząd polski szczerze pragnie wykonać całkowicie i lojalnie powzięte przezeń zobowiązania, to nigdy mu się nie uda przekonać narodu polskiego, że sprawiedliwości stało się zadość. Świadomość narodowa silniejsza jest i trwalsza niż rządy.
Paryż, 30 lipca
Kwestja cieszyńska. Zbiór dokumentów z okresu walki o Śląsk Cieszyński 1918–1920, zest. dr Włodzimierz Dąbrowski, Katowice 1923.
Oburzeni Polacy protestowali. My w Komisji Plebiscytowej protestowaliśmy, tak z powodów rzeczowych, jak i taktycznych. [...]
„Czechosłowacka Komisja Plebiscytowa na Śląsku Cieszyńskim protestuje przeciw decyzji konferencji ambasadorów z 28 lipca 1920, ponieważ przyznanie części Śląska Cieszyńskiego republice polskiej znacząco narusza historyczne prawo republiki czechosłowackiej do całego Śląska Cieszyńskiego.
Lud czeski na Śląsku Cieszyńskim, w interesie dobrych stosunków z sąsiednim państwem polskim i w interesie koniecznego spokoju w regionie, decyzji tej się podporządkowuje i lojalnie chce jej przestrzegać. Oczekuje jednakże tego samego od strony polskiej.” [...]
Trzeba było zacząć rozdział nowy, rozdział nie tylko pokoju, ale i politycznego zbliżenia i braterstwa. [...] Naszym założeniem i postulatem było i jest całkowite zlanie się mniejszości polskiej z naszym państwem i jego losem! Nie może być żadnego zerkania za granicę, żadnej irredenty! Na takiej bazie możliwa jest najściślejsza współpraca i zbliżenie obu narodowości na Śląsku Cieszyńskim!
Śląska Ostrawa, 6 sierpnia
Ferdinand Pelc, O Těšínsko, Slezská Ostrava 1928 (tłum. Dariusz Ałaszewski, Piotr Głogowski).
Na podstawie uzgodnień poufnej konferencji, która odbyła się 2 października 1926 w obecności przedstawicieli dyrekcji czechosłowackich kolei państwowych w Ołomuńcu, wszystkie zainteresowane organizacje Narodni jednoty i Macierzy zostały wezwane do przedłożenia dyrekcji kolei w ciągu trzech tygodni konkretnych postulatów dotyczących przeniesienia służbowego niepewnych narodowo i skrajnie nam wrogich pracowników i urzędników na poszczególnych stacjach na terenie działalności naszej Macierzy.
Dlatego usilnie prosimy, aby w jak najkrótszym terminie przedstawił nam Pan niezbędne wnioski dotyczące wszystkich stacji kolejowych istniejących w Pana rejonie, w celu przeniesienia niebezpiecznych polskich i niemieckich agitatorów, a także — żeby Pan wskazał tych pracowników kolei, którzy ostentacyjnie posyłają swoje dzieci do niemieckich i polskich szkół i którzy agitują na rzecz tych szkół w swoim środowisku. Proszę zwracać również uwagę na zawiadowców stacji i urzędników, którzy w swoim środowisku przeciwstawiają się naszym interesom narodowym i państwowym. Proszę nam wskazać ich dokładny adres, stanowisko i uzasadnić konieczność ich przeniesienia. Proszę być bezstronnym i ostrożnym w ich wyznaczaniu, tak byśmy mogli im wykazać wrogą działalność i uzasadnić konieczność ich usunięcia.
Śląska Ostrawa, 6 października
Zemský archiv Opava, f. Slezská Matice osvěty lidové ve Slezské Ostravě 1897–1950, kart. 72, i.č. 418, tłum. Grzegorz Gąsior.
Po wypowiedzeniu podziękowania za przyjęcie, po czesku, zaczął pan Prezydent [Tomáš Garrigue Masaryk] mówić po polsku i powiedział: „Pan burmistrz [Wacław Olszak] mnie zapewnia, że stosunki pomiędzy narodowościami szybko się poprawiają i że dojrzewa myśl do wspólnej pracy różnych narodowości. Bardzo wam to zalecam. Zgoda narodowościowa w całym państwie wymaga, aby i w gminach było wzajemne porozumienie i aby jeden drugiego wzajemnie respektował. Polacy mają tutaj większość i mają także odpowiedzialność, tak jak naród, który ma większość w Republice, ma tym większą odpowiedzialność za zgodę narodową w całym państwie”. Po czesku dodał: „Dziękuję wam, czescy współobywatele. Cieszę się z tego, że tutaj znaleźliście środki do zaprzyjaźnienia się z narodem polskim”.
Karwina, 6 lipca
Prezydent Masaryk w naszym kraju, „Nasz kraj”, 11 lipca 1930.
Prezes Alois Holeš: Zwraca uwagę na negatywne wystąpienia Polaków przeciw naszemu narodowi i państwu podczas obchodów 15. rocznicy bitwy pod Skoczowem, które wywołały niesamowite wzburzenie wśród czeskich mieszkańców Śląska Cieszyńskiego, i podkreśla, że należy sobie uświadomić, jakie konsekwencje wyprowadzić z tego zachowania Polaków. [...]
Prof. Václav Placht: Dotychczas byliśmy w defensywie. Teraz trzeba przejść do ofensywy. Co da się czechizować, czechizować. Sprawa jest konieczna. [...] Naszym pierwszoplanowym zadaniem musi być sporządzenie praktycznego planu. Każdy sekretarz powiatowy niech zrobi sondę, gdzie nasze pozycje są słabe (koncesje, kasy oszczędnościowe itd.). Rzucić się na konkretne punkty. Gdzie jest zagrożenie, przeciwstawić się mu, pokonać je. [...] Musimy rzucić się na szkoły. W zeszłym roku odnieśliśmy ogromny sukces. Wytężyć siły, aby do czeskich szkół zapisano jak największą liczbę dzieci. [...] Również kwestia dialektu cieszyńskiego powinna zostać definitywnie załatwiona. Pojawia się potrzeba zakładania nowych kas oszczędnościowych. Jest to związane z dużymi trudnościami, trzeba się energicznie domagać większego wsparcia finansowego dla czeskich kas oszczędnościowych. Kwestia czeskich nabożeństw musi zostać ponownie rozdmuchana. Zwrócić uwagę czeskim korporacjom kulturalnym i narodowym na Śląsku Cieszyńskim, żeby pracowały ponad ramami swoich statutów i szły głębiej i agresywniej naprzód („Sokol”, strażacy).
Dąbrowa, 28 lutego
Zemský archiv Opava, f. Ústředí slezských sborů starostenských Orlová 1907–1934, k. 5, i.č. 25, tłum. Grzegorz Gąsior.
By móc skuteczniej wpłynąć na los naszej polskiej narodowości w tym państwie i na ukształtowanie egzystencji i dobra naszego ludu, stworzyliśmy jeden, wspólny polityczny związek całej naszej polskiej ludności: Związek Polaków w Czechosłowacji.
Dotychczasowe stronnictwa polityczne — Związek Śląskich Katolików i Polska Partia Ludowa — przestają odtąd istnieć jako czynnik polskiej polityki narodowej, a występowanie w sprawach narodowych i obrona polskiego ludu w Czechosłowacji w sprawach politycznych przechodzi na Związek Polaków w Czechosłowacji.
Z Polską Socjalistyczną Partią Robotniczą chcemy utrzymywać dobre stosunki i współpracować z nią dla dobra polskiego ludu.
Cele nasze wynikają z obowiązków naszych wobec naszego narodu i naszego ludu.
Nie ustaniemy w walce o nasze prawa:
— nim nie zostanie przywrócony polski narodowy stan posiadania z czasów przed rozdziałem Śląska Cieszyńskiego,
— nim nasz polski lud nie uzyska zupełnego równouprawnienia,
— nim nie zyska zupełnej możności utrzymania życia i słusznej egzystencji na ziemi swych przodków,
— nim na jakimkolwiek bądź stanowisku przy równej fachowej kwalifikacji będą mieli pierwszeństwo obcy przybysze,
— nim nie zostaną stworzone niewzruszone gwarancje narodowego rozwoju, tak dla całości naszej narodowej grupy, jak i pojedynczych jej członków. [...]
Związek Polaków w Czechosłowacji przeto domagać się będzie, na wzór innych grup narodowych w tym państwie, narodowej autonomii w ramach Republiki Czechosłowackiej także dla ludności polskiej.
Czeski Cieszyn, 28 marca
„Dziennik Polski”, Czeski Cieszyn, 29 marca 1938.
W nocy z wczoraj na dziś założyłem Sekcję Młodych przy Związku Polaków, mianując komendantem Emanuela Guziura. [...] W gminach powstają oddziały młodych, prowadzone przez komendantów. [...] Do spraw politycznych i w ogóle spraw większej wagi powołałem „Zespół” [...]. Członkowie „Zespołu” zobowiązali się do maszerowania w całkowitej harmonii i serdeczności do jednego celu, którym jest wyzwolenie Śląska spod zaboru czeskiego. Do „Zespołu”, który składa się tylko z kilku ludzi, należy również pastor Berger, jako przewodniczący „Zespołu” w moim zastępstwie. [...]
Ponieważ istnieje możliwość powszechnej mobilizacji w Czechosłowacji i związana z tym ucieczka młodzieży polskiej do Polski, pojawia się konieczność poczynienia kroków przygotowawczych w polskim Cieszynie dla uplasowania tej młodzieży, która tworzyłaby w Polsce „Legion Zaolziański”.
Morawska Ostrawa, 14 września
Kazimierz Badziak i inni, „Powstanie” na Zaolziu w 1938 r., Warszawa 1997.
18 września powiadomiono mnie, że mam przemawiać na antyczeskim wiecu protestacyjnym w Katowicach. [...] Pojechałem do Katowic rano następnego dnia, ustaliłem treść i objętość mego przemówienia. [...] Wieczorem na rynku katowickim przemawiałem wobec 40-tysięcznego tłumu, a przez radio do całej Polski i do bliższej i dalszej zagranicy. Przemówienie obliczone na 10 minut trwało wskutek okrzyków tłumów i aplauzów przeszło 18 minut. Padały pod adresem Czechów hasła takie, jak: „Bić Czechów!”, „Ostrawica nasza granica”, „Stworzyć korpus ochotniczy”, „Wodzu, prowadź nas na Czechów!”, „Dalej, za Olzę!”, „Precz z komunistyczną Pragą!”, „Zniszczyć gniazdo niepokojów i prowokacji w Pradze!”. Okrzykom nie było końca, a padały z taką siłą, że czuło się siarkę w powietrzu.
Katowice, 19 września
Jan Szuścik, Życiorys nauczyciela, zbiory Książnicy Cieszyńskej, RS AKC. III 00111.
W południe przekroczyłem granicę na moście. [...] Teraz jestem w „Czechach”. Ulica jest pusta. Dlatego może, że jest pusta, specjalnie działają pełne krzyku, pełne nerwowego napięcia, rysunku, koloru i wykrzykników po czarnych literach — plakaty. Krzyczą, zdaje się, w próżnię. Przystanął koło mnie pan z cygarem, rzucił okiem i poszedł dalej. [...] W trzech językach: czeskim, niemieckim, polskim wypisano kolejno: „W razie potrzeby będziemy wszyscy żołnierzami!”.
Słowa i słowa. Kto ich tu pragnie na Śląsku Zaolziańskim? Nikt. Samotni chodzą żandarmi. [...] Baba z rogu odzywa się głośno:
— To już postanowiono, że tu będzie Polska.
Nikt jej nie przeczy, nie odwróci się bojaźliwie na boki, czy aby niepowołane uszy...
Jest w tym pewna doza śmiesznego nawet, a w tej chwili przeżywanej przez Czechosłowację może tragicznego lekceważenia jej powagi, jej państwa, tak dziwnie, a teraz się okazało, że: tak niesłusznie skonstruowanego. [...]
Piję herbatę w kawiarni, gdzie się schodzą przeważnie Niemcy. Głośno i rubasznie rozprawiają, wyciągają po hitlerowsku ręce na powitanie. Kelner, dowiedziawszy się, żem z Polski, kładzie na stoliku dzisiejszy numer „Czasu”.
Ostatnie artykuły prasy polskiej, domagające się zwrotu Śląska Zaolziańskiego, nie są konfiskowane.
Czeski Cieszyn, 22 września
Józef Mackiewicz, Okna zatkane szmatami, Londyn 2002.
W chwili, gdy losy Europy są zagrożone i gdy nasze obydwa narody są szczerze zainteresowane w stworzeniu trwałej podstawy pod pełną zaufania współpracę między dwoma naszymi krajami, zwracam się do Waszej Ekscelencji z propozycją ustanowienia przyjaznych stosunków oraz nowej współpracy między Polską a Czechosłowacją. Proponuję więc Waszej Ekscelencji w imieniu państwa czechosłowackiego szczere i przyjazne omówienie uregulowania naszych sporów w sprawach dotyczących ludności polskiej w Czechosłowacji. Chciałbym rozwiązać to zagadnienie
na podstawie przyjęcia rektyfikacji granicy. Zgoda w kwestii naszych wzajemnych stosunków byłaby oczywiście logicznym i bezpośrednim następstwem tego porozumienia. Jeśli osiągniemy porozumienie — a jestem przekonany, że to będzie możliwe — uważałbym to za zapoczątkowanie nowej ery w stosunkach między obydwoma naszymi krajami.
Dodam, jako były minister spraw zagranicznych oraz obecny Prezydent Republiki, że Czechosłowacja, ani obecnie, ani kiedykolwiek dotąd, nie miała żadnych tajnych lub jawnych zobowiązań lub traktatów, które miałyby znaczenie, cel lub tendencję zagrażające interesom Polski. Za zgodą odpowiedzialnych ministrów, przedkładam tę propozycję Waszej Ekscelencji poufnie, a zarazem osobiście, aby nadać jej charakter mocnego zobowiązania. Chciałbym w ten sposób uczynić z tego wyłącznie sprawę między obydwoma naszymi narodami. Znając delikatność naszych wzajemnych stosunków i wiedząc, jak trudno było w normalnych czasach zmienić je na lepsze za pomocą zwykłych metod dyplomatycznych i politycznych, usiłuję wykorzystać obecny kryzys dla usunięcia przeszkód z wielu lat minionych i dla równoczesnego stworzenia nowej atmosfery. Czynię to z pełną szczerością. Przekonany jestem, że przyszłość naszych dwu narodów i ich wzajemna współpraca muszą być ostatecznie zapewnione.
Praga, pismo z 22 września, doręczone 26 września
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Wyjątkowo korzystne możliwości dla polskiej armii, żeby interweniować z katastrofalnym skutkiem dla wszystkich naszych działań podtrzymujących operacje wojskowe i na tyły naszych walczących jednostek, wliczając w to także całkowite przerwanie ważnego i koniecznego połączenia z zaprzyjaźnionymi państwami na wschodzie, szczególnie z Rumunią, zmuszają mnie do przedstawienia projektu uzyskania, jeśli nie aktywnej pomocy, to przynajmniej neutralności Polski, nawet za cenę pewnych ustępstw terytorialnych.
W zamian za te bolesne ustępstwa, koniecznie należałoby zapewnić oprócz neutralności także pomoc, przede wszystkim materialną; w pierwszym rzędzie chodziłoby o dostawy paliw, koni, następnie o pozwolenie na przelot, ewentualnie nawet przejście rosyjskich sił przez terytorium Polski.
Klánovice (kwatera Naczelnego Dowództwa armii czechosłowackiej), 25 września
Marek P. Deszczyński, Czynnik polski w przygotowaniach obronnych Czechosłowacji w 1938 r., „Kwartalnik Historyczny”, R. 70(2000), nr 3, tłum. Grzegorz Gąsior.
Całkowicie podzielam opinię Waszej Ekscelencji, że stosunki między naszymi krajami mogłyby ulec poprawie tylko w wypadku niezwłocznego podjęcia skutecznych i poważnych decyzji. Jestem również zdania, że na plan pierwszy bieżących zadań wysuwa się dziś wyłącznie odważna decyzja dotycząca kwestii terytorialnych, które w ciągu niemal dwudziestu lat uniemożliwiały poprawę atmosfery między naszymi krajami. Przekazując memu rządowi sugestie Waszej Ekscelencji, jestem przekonany, że będzie możliwe opracowanie w krótkim czasie projektu układu, który będzie odpowiadał wymaganiom obecnej poważnej sytuacji.
Warszawa, 27 września
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Szefowie rządów czterech mocarstw oświadczają, że jeżeli zagadnienie mniejszości polskiej i węgierskiej w Czechosłowacji nie zostanie uregulowane w ciągu trzech miesięcy w drodze porozumienia pomiędzy zainteresowanymi rządami, stanowić będzie ono przedmiot następnej konferencji szefów rządów czterech mocarstw.
Monachium, 29 września
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Wcześnie rano, bo przed dziewiątą, zgłosiłem się do ministra w jego prywatnym mieszkaniu. [...] Wnet przyszedł, opanowany, ale bardzo zacięty. „Widzi pan, jak z nami znowu postąpili [Włochy, Niemcy, Wielka Brytania i Francja 29-30 września w Monachium]. Załatwili między sobą sprawy niemieckie, a o naszych postanowili poza naszymi plecami i bez naszego udziału. Żadnych trzech miesięcy nie będziemy czekali. Właśnie rozmawiałem ze Śmigłym. Wysyłamy Czechom ultimatum.”
Warszawa, 30 września
Paweł Starzeński, Trzy lata z Beckiem, Warszawa 1991.
Chcąc widzieć tę umowę pełną i trwałą i by nie pozostawiała u żadnej z dwu stron poczucia goryczy, Rząd Czechosłowacki [...] chciałby uniknąć tego, by społeczeństwo czechosłowackie odniosło wrażenie, że wykorzystuje się trudności, w jakich obecnie znajduje się Czechosłowacja, właśnie w chwili, kiedy rozstrzyga się kwestia terytorium zamieszkanego przez ludność niemiecką. Rząd Czechosłowacji chciałby w każdym razie podkreślić, że chodzi tu o akt dobrej woli, wynikający z jego własnej inicjatywy i własnej decyzji. Uważa to za rzecz nader ważną dla stosunków między dwoma narodami i dwoma państwami w przyszłości — stosunków, które chciałby, aby były najbardziej przyjazne. [...]
Rząd Czechosłowacki wychodząc z tych założeń pozwala sobie przedstawić dla rozwiązania kwestii, o które chodzi, następujące zasady:
1. Rząd Czechosłowacki daje Rządowi Polskiemu uroczyste zapewnienie, że rektyfikacja granic i następnie oddanie terenów, o czym zadecyduje ustalone postępowanie, będzie zrealizowane we wszystkich okolicznościach, jakikolwiek obrót weźmie sytuacja międzynarodowa. Republika Czechosłowacka jest gotowa złożyć oświadczenie w tej sprawie również na ręce Francji i Wielkiej Brytanii i uznać te dwa państwa za gwarantów tej umowy.
2. Podział terenów odbywałby się na podstawie zasady, że wspomniane okręgi byłyby terytorialnie podzielone według stosunku ilościowego ludności polskiej do czeskiej.
3. Byłaby natychmiast utworzona równa ilościowo komisja polsko-czechosłowacka, która by opracowała szczegółową procedurę na podstawie tej zasady. Mogłaby być zwołana na dzień 5 października.
Praga, 30 września
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Aktualny spór [...] posiada dwa zasadnicze aspekty [...] 1. Pierwszy, doraźny,
to sprawa odzyskania ziem, do których mamy słuszne prawo. 2. Drugi — to cała pozycja Rzeczpospolitej Polskiej w stosunku do nowej Europy i sposobu jej rządzenia. W tej poważnej chwili rozumiałem, że jedynie odważna decyzja może określić zasadnicze oblicze naszego państwa. [...]
Otrzymuje Pan Poseł notę stanowiącą ultimatum, mające na celu przeciąć fałszywą grę sąsiadów i wykazać, że rząd polski w obronie słusznych interesów nie cofnie się przed największym ryzykiem. [...] Pan Poseł nie wątpi, że wyciągniemy z odmowy lub z braku odpowiedzi zdecydowane konsekwencje. Do czasu, w którym by rząd czechosłowacki ze swej strony określił formalnie swoje stanowisko wobec Rzeczpospolitej Polskiej jako stan wojny, proszę pozostać na swym stanowisku, gdyż według naszej tezy okupujemy jedynie przyznane nam w zasadzie tereny.
Warszawa, 30 września 1938, wieczorem
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Rząd polski uznał odpowiedź rządu czechosłowackiego z 30 września 1938 na swą notę z 27 września 1938 za niewystarczającą i odwlekającą [...].
Rząd polski widzi się zmuszony żądać w sposób najbardziej kategoryczny [...]:
1. Natychmiastowego ustąpienia oddziałów wojskowych i policyjnych z terytorium określonego w wyżej wspomnianej nocie i zaznaczonego na załączonej mapie i oddania w sposób ostateczny wspomnianego terytorium polskim władzom wojskowym.
2. Ewakuacji w ciągu 24 godzin, licząc od południa 1 października 1938, terytorium zaznaczonego na załączonej mapie.
3. Przekazanie pozostałego terytorium okręgów Cieszyn i Frysztat powinno być ostatecznie zrealizowane w ciągu 10 dni, licząc od tej samej daty. [...]
8. Rząd polski oczekuje odpowiedzi niedwuznacznej, przyjmującej lub odrzucającej żądania sformułowane w przedłożonej nocie, do południa 1 października 1938. W wypadku odrzucenia lub braku odpowiedzi, rząd polski czyni jedynie rząd czechosłowacki odpowiedzialnym za dalszy ciąg zdarzeń.
Praga, 30 września, godz. 23.45
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Wobec noty rządu polskiego z 30 września i zmuszony okolicznościami, rząd czechosłowacki przyjmuje propozycje w niej zawarte. W interesie samej miejscowej ludności polskiej oraz aby umożliwić ewakuację bez jakichkolwiek incydentów, rząd czechosłowacki proponuje, aby spotkali się niezwłocznie polscy i czechosłowaccy eksperci wojskowi celem osiągnięcia porozumienia dotyczącego szczegółowej procedury dalszego postępowania. Postuluje się ponadto, by nawet po wkroczeniu oddziałów polskich utrzymany został ruch na linii kolejowej Bogumin–Żylina oraz aby komisja, która miałaby rozstrzygnąć inne kwestie, mogła problem ten ostatecznie uregulować, gdyż linia ta jest jedynym połączeniem między ważnymi regionami czechosłowackimi.
Praga, 1 października
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Po przyjęciu warunków dyktatu monachijskiego, ogarnęła szkołę i ludność czeską zupełna depresja. Polacy byli już wtedy bardzo dobrze poinformowani, że Zaolzie przypadnie Polsce i nie szczędzili pogróżek, jak postąpią z Czechami i ich przyjaciółmi. Dzieci z co bardziej zobojętniałych rodzin czeskich przestały chodzić do szkoły, niektóre się już uprzednio ze szkoły wypisywały i zgłaszały się do szkoły polskiej. W tych dniach w pełni przejawiła się ta prawda, że każda burza przynosi ze sobą wiele mułu i bagna. Polacy mieli natychmiastowe informacje, podczas gdy nasze urzędy nie miały zielonego pojęcia, co nadejdzie i jakie kroki należy podjąć. [...]
Wiadomość o zajmowaniu Zaolzia tymczasem dotarła już na wieś, w wyniku czego po drogach zaczęły się przechadzać tłumy ludzi. Spoglądali na nas złowrogo, zachowywali jednak spokój. Gromadzący się tłum zwiększał się nieustannie, tak że około godziny ósmej wieczorem już wszędzie było pełno ludzi. Przed szkołę przyszło chyba pięciu wyrostków, uczęszczających do polskiego gimnazjum w Orłowej, przynieśli ze sobą tęgie patyki i ostentacyjnie stanęli przed wejściem do budynku.
Prawdopodobnie doszłoby do incydentu, jako że grono nauczycielskie nie zamierzało przyglądać się temu bezczynnie; w tym momencie jednak zjawił się miejscowy polski wójt, Karol Chmiel, z oddziałem polskich strażaków, przepędził chłopców i przed szkołą postawił wartę. Potem udał się w kierunku poczty, gdzie doszło do krzyku, gdy strażacy chcieli rozbroić patrol cywilny, ustawiony tam przez urząd pocztowy. W trakcie zamieszania nagle zjawiła się straż przednia wojska czeskiego, maszerującego od Frydku — i napięta sytuacja od razu uległa zmianie. Polski wójt, jego strażacy oraz kierownik szkoły polskiej, który asystował przy rozbrajaniu, oberwali po trochu, po czym zwinęli się podejrzanie szybko, podobnie jak większość ludzi z ulicy i nastał spokój.
Błędowice Dolne, 1 października
Valentin Valeček, Těšínsko za polské okupace v letech 1938–1939, Ostrava 1966, Slezský ústav ČSAV. Slezská vědecká knihovna Opava, sign. S 15.732, tłum. Bohdan Małysz.
Wczesnym popołudniem 1 października wybrałem się na wypas krów po polskiej stronie granicy. Około godziny 14.00 sielski, jesienny nastrój zmącił zaprzyjaźniony z nami sierżant Szeląg, który na swojej budce strażniczej wywiesił narodową chorągiew i z nieukrywanym wzruszeniem i radością nam — pasterzom z Zaolzia — przekazał wieść o tym ważnym wydarzeniu. [...]
W mojej rodzinie i wśród sąsiadów Polaków panowała wielka radość z powodu oczekiwanego od dawna wydarzenia, dzięki któremu winniśmy stracić status obywateli gorszej kategorii, z wszystkimi tego faktu społecznymi i politycznymi konsekwencjami. Niewyraźnie czuli się sąsiedzi ze swojej i nie swojej woli współpracujący z Czechami. Ale i spośród nich zdecydowana większość pozytywnie nastawiała się do nadchodzącej nowej, polskiej rzeczywistości. W końcu wszyscy wyrośliśmy z tego samego pnia, który przecież, tak całkiem niedawno, dla nikogo czeski nie był.
Łąki, 1 października
Edward Buława, W optyce Nadolziaka, zbiory Książnicy Cieszyńskej, RS AKC. 00195.
Pod wieczór przyjeżdża z Czeskiego Cieszyna Trudka Poloczkówna i donosi, że Cieszyn tonie już w barwach narodowych. Natychmiast wydałem dyspozycje, bez wszelkich posiedzeń i narad. O godzinie 21.00 mają się zebrać obywatele przed ratuszem.
Przygotowano naprędce chorągiew polską. Słowami „Jeszcze Polska nie zginęła” rozpocząłem przemówienie ze schodków ratusza. Ludność podchwyciła słowa pieśni i zabrzmiał hymn narodowy, a cały ratusz równocześnie oświetlono, na balkonie zatknięto sztandar polski. W przemówieniu podkreśliłem, iż warto było tyle przecierpieć dla sprawy polskiej, aby teraz móc przeżywać tę uroczystą chwilę. Wezwałem obywateli, aby okazali się godni naszego hasła Związku Śląskich Katolików: „Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego” i Czechów nie prześladowali i nie krzywdzili, aby jeden włos nie spadł im z głowy. Nie będę tolerować osobistych porachunków.
W czasie przemówienia czescy żołnierze w szyku bojowym biegiem przemknęli koło ratusza, tak że zatkało mi na moment oddech. Po przemówieniu obecni na boku [komisarz policji Miloslav] Měrka i naczelnik żandarmerii gratulowali mi i do łez wzruszeni dziękowali, że zająłem tak szlachetne stanowisko wobec nich. [...]
Oczekiwaliśmy tegoż wieczora przyjścia wojska polskiego. Wyszedłem z kilkoma obywatelami w kierunku Szygły. Wtem przed gospodą Płoszka wstrzymali nam auto bojówkarze z Istebnej, ukryci w przykopie. Był to weterynarz i jeszcze kilku innych. Też bohaterstwo!? Albo skrobanie sobie rzepki na przyszłość — aby mieć jakieś zasługi i pretensje do posady.
Jabłonków, 1 października
Wspomnienia Rudolfa Paszka, zbiory prywatne Władysława Gałuszki.
Obywatele!
Wracacie do Polski, która zawsze była Waszą najdroższą Ojczyzną i nigdy o Was nie zapomniała. Z dumą patrzyliśmy na hart i nieugiętą wolę, z jaką manifestowaliście Waszą niewzruszoną polskość. Dziś serce całego narodu jest przy Was pełne czci dla Waszego patriotyzmu. Żołnierz polski przychodzi do Was jako herold nowej epoki, jako przedstawiciel siły i majestatu Rzeczpospolitej i jako gwarant przyszłego spokojnego i godnego życia.
Warszawa, 2 października
„Dziennik Polski”, Cieszyn, 4 października 1938.
Przez jakiś czas oglądamy jeszcze przemarsz polskiej armii, potem wracamy wszyscy do ratusza. W pośpiechu przybiega do nas urzędnik gminy i mówi, że wojewoda Grażyński zwiedza ratusz z dużą świtą i czeka na przedstawicieli miasta.
Spotykamy wojewodę na klatce schodowej — schodzi w dół. Przedstawiam się, wspominam, że z nieznanych powodów, w jednej chwili zarzucono cały szczegółowy program. Pytam, czy wolno nam przywitać go tutaj i czy zechciałby powrócić do sali ratuszowej.
Grażyński odpowiada natychmiast małym przemówieniem: „Od dnia dzisiejszego miasto to należy do Rzeczpospolitej Polskiej. Od dzisiaj jesteście obywatelami państwa polskiego. Polska przynosi wam wolność i sprawiedliwość! Ale tylko lojalnym obywatelom. Polska zna tylko polskich, czeskich i niemieckich obywateli. Nie uznaje żadnych innych elementów: niezdecydowanych, zawieszonych między narodami — nie będzie ich tolerowała. Tacy nie mogą liczyć na jej ochronę”. [...] Zakończył powtórną obietnicą: „Cieszcie się, Polska przynosi wam wolność, szczęście i sprawiedliwość!”.
Czeski Cieszyn, 2 października
Josef Kozdon, Aus der jüngsten Geschichte des Teschner Landes. Erinnerungen und Erlebnisse, „Schlesisches Jahrbuch für deutsche Kulturarbeit im gesamtschlesischen Raume” 12 (1940), tłum. Piotr Filipkowski.
Prziszełech do domu, mówię, co je. Natargaliśmy z żoną kwiatów w ogródku, a mieliśmy 26 odmian georgin i dużo róży, gladyoli, goździków i ileśmy tylko mogli unieść, to my wziyli i szli do Cieszyna witać. [...] W Cieszynie już było masa ludzi z okolicznych wiosek, a wszyscy z kwiatami witać polski wojsko. Tyle ludzi z kwiatkami toch jeszcze nie widzioł, no i jak my prziszli ku mostu nad Olzą, to prowie się zaczyło. Dwo czescy generałowie z biołymi paskami na czapkach oddawali w pokorze Zaolzie polskim oficyróm. Potem jechali polscy żołnierze na kołach, koniach, tankach i byli zasypani kwiatkami od ludności cywilnej i witani z ogrómnym entuzjazmym. Okrzykóm „Niech żyją!” nie było końca.
2 października
Franciszek Wantuła, Wspomnienia starego robotnika huty trzynieckiej na Śląsku Cieszyńskim, zbiory Książnicy Cieszyńskej, sygn. RS AKC 00263, mps.
W poniedziałek 3 października około godziny ósmej rano Łąki zostały przejęte przez Wojsko Polskie. Przez gminę przemknęła drużyna cyklistów dysponująca lekkimi karabinami maszynowymi, potem wkroczył pluton piechoty stanowiący straż przednią, wreszcie kolumna podstawowa, której najsympatyczniejszym elementem była orkiestra pułkowa w podhalańskich kapeluszach z piórami. Zatrzymała się ona w tradycyjnym centrum gminy, w sąsiedztwie kościoła oraz polskiej szkoły, wykonała Warszawiankę oraz Marsz Pierwszej Brygady. [...]
Wioska wypełniła się żołnierzami kwaterującymi w domach lub razem z końmi w stodołach. Rojno było wokół kuchni polowych w czasie wydawania posiłków. O zmierzchu przez gminę przemaszerował duży oddział piechoty z orkiestrą na czele, a potem miały miejsce żołnierskie śpiewania.
Łąki, 3 października
Edward Buława, W optyce Nadolziaka, zbiory Książnicy Cieszyńskej, RS AKC. 00195.
Manifestację zagaił burmistrz Orłowej Jan Jařabáč, który powitał obecnych i przemówił do nich tymi słowy: „Obecnie, gdy ważą się losy Republiki Czechosłowackiej, gdy wiemy i wierzymy, że nasi przedstawiciele zrobią wszystko, by obronić interesy naszych mieszkańców, musimy zachować spokój i rozwagę. My na Śląsku Cieszyńskim przeżyliśmy niejedną ciężką próbę, ale wychodziliśmy z nich zawsze zahartowani i silniejsi niż przedtem”. [...]
Następnie wystąpił Josef Matušek, sekretarz Komunistycznej Partii Czechosłowacji ze Śląskiej Ostrawy, który przemówił mniej więcej w ten sposób: „Spotkaliśmy się tu w historycznym momencie, żeby zamanifestować miłość do prezydenta Republiki, rządu, armii i do jedności ludu czechosłowackiego. Manifestujemy po to, żeby nasi negocjatorzy w Pradze zadbali o położenie ludu czechosłowackiego. Nie chcemy sporów z Polakami, chcemy umowy, która musi uwzględniać interesy ludu czechosłowackiego na Śląsku Cieszyńskim. Jeszcze nic straconego, Czechosłowacja nie jest opuszczona, ciągle stoi przy nas nasz wierny sojusznik, ZSRR”. (okrzyki: „Niech żyje ZSRR!”)
Orłowa, 3 października
Mečislav Borák, Zábor Těšínska v říjnu 1938 a první fáze delimitace hranic mezi Československem a Polskem, „Časopis Slezského zemského muzea. Série B” 46, 1997, tłum. Bohdan Małysz.
Widać tu, że najwyższą siłą jest ta siła, jaką zdołała zaszczepić matka-Polka polskim słowem i polską modlitwą. Ta siła pozwoliła przetrwać Wam wieki niewoli i pozwoliła utrzymać polskość. Ona też sprawiła, że żołnierz polski mógł tu wrócić. Jej oddajmy cześć!
Trzyniec, 4 października
Kronika Trzyńca, t. I, 1880–1945, Státní okresní archiv Frýdek-Místek.
Tłumy ludzi w Jabłonkowie wiwatowały na cześć polskich żołnierzy. Byłem wtenczas na rynku. Wojsko maszerowało główną szosą, a młodzież szkolna, obywatele i obywatelki po obu stronach szosy wiwatowali. Głównym przedstawicielem ludności był dyrektor polskiej wydziałówki, pan Paszek. Powiedział wtedy: „Kto wytrzymał, ten wygrał”. On się nie poddał czechizacji.
Jabłonków-Pioseczna, 4 października
Relacja Jana Gazura (ur. 1925), zbiory Ośrodka KARTA (OK).
Ostatnie dni pobytu czeskiego nauczyciela na Śląsku Cieszyńskim były mało przyjemne. Z pewnością można stwierdzić, że my — nauczyciele czescy — nie byliśmy panami sytuacji, ale służyliśmy jako chłopcy do bicia żywiołom antypaństwowym, do których zaliczyć trzeba zwłaszcza księży i nauczycieli polskich. Daremne były próby naszego rządu uczciwego uregulowania stosunków z polską mniejszością. Antyczeską nienawiść wszczepiono nawet licznym lojalnym obywatelom. Wszelka tutejsza polskość czekała tylko na moment przyłączenia Zaolzia do Polski i na chwilę, w której Polacy będą nam mogli zadać najsroższy cios w krwawiące ciało. Doczekali się tego wszystkiego.
Rzeka, 5 października
Valentin Valeček, Těšínsko za polské okupace v letech 1938–1939, Ostrava 1966, Slezský ústav ČSAV. Slezská vědecká knihovna Opava, sign. S 15.732, tłum. Bohdan Małysz.
Tyły armii czechosłowackiej znikały za zakrętem, przy tym rozbrzmiewał śpiew żołnierzy, zarazem pocieszających i uspokajających ludność, że prawda w końcu zwycięży i że ich powrót jest tak pewny, jak to, że teraz odchodzą. Tu i ówdzie żołnierze rzucali dziewczętom kwiaty i upominali je: „U licha, bądźcie nam wierne, dopóki po latach nie wrócimy”. [...]
Niektórzy z Czechów, zwłaszcza ci, którzy mieli w dobie plebiscytu poważniejsze spory z Polakami, pospiesznie uchodzili w ślad za armią czechosłowacką. Zabierali ze sobą, co tylko się dało, na samochodach, na wozach, na wózkach, na rękach, piechotą czy na wozie. [...]
Ludność polska zgromadziła się przed Domem Robotniczym, stojącym przed zakrętem drogi z Karwiny, nieopodal przystanku kolei elektrycznej. Większość ludności czeskiej pozostawała w swoich domach i jedynie przez okno obserwowała pochód polskich żołnierzy, kroczących wśród wiwatów mieszkańców polskich. [...]
Ujawnił się charakter niektórych czeskich ludzi: wmieszali się w tłum Polaków i witali wojsko polskie jako najprawdziwsi Polacy, acz niektórzy z nich trzy miesiące temu wysławiali Pragę jako „Sokoły”. Cóż, na świecie żyją także ustraszone duszyczki. W powietrzu unosiły się słowa nie swojskie, lecz łacińskie: „Vivat polskiej armii! Vivat!!”. Kwiaty sypały się na głowy zaskoczonych polskich żołnierzy, którzy tracili już pewność, czy Czesi opuścili Zaolzie dobrowolnie, czy też oni starli się z nimi w zwycięskiej walce. [...]
A uchodźcy polscy, którzy w chwili mobilizacji odeszli do Polski, wracali teraz sławetnie do domu, w mundurach, z aureolą.
Dąbrowa, 10 października
Kronika Dąbrowy, 1927–1945, Státní okresní archiv Karviná, sign. 505, i.č. 121, tłum. Bohdan Małysz.
Najgorszym dniem w życiu był dla nas ten, gdy Polacy przyszli do Karwiny. Kiedy od Frysztatu zaczęła rozbrzmiewać muzyka, nagle cały Sowiniec się wyludnił, albowiem wszyscy Polacy poszli witać armię polską. Nam, Czechom, oczy nie wyschły do wieczora. Polacy spoglądali na nas niczym na morderców, żaden z nami nie rozmawiał. Kiedy poszłam do sklepu, od razu zaczęli wyzywać Czechów i lamentować, jak Polacy byli przez Czechów dręczeni. Było to tak wierutne kłamstwo, że człowiek byłby w stanie się za to nawet bić, musiałam się z trudem powstrzymywać. Wieczorem nie wolno nam było wychodzić z domu, ponieważ pod oknami czyhali polscy terroryści, żeby nas natłuc.
Karwina, 10 października
Valentin Valeček, Těšínsko za polské okupace v letech 1938–1939, Ostrava 1966, Slezský ústav ČSAV. Slezská vědecká knihovna Opava, sign. S 15.732, tłum. Bohdan Małysz.
W związku z masowym powrotem na Śląsk za Olzą osób, które w liczbie kilkudziesięciu tysięcy z powodu swej narodowości polskiej zmuszone były opuścić tę swoją ziemię ojczystą w latach 1919–38 i przenieść się za granicę do Polski, zachodzi konieczność sprawnego uregulowania obecnie emigracji osób narodowości czeskiej do Czechosłowacji.
Podaję zatem do wiadomości, że celem przyspieszenia formalności, związanych z wyjazdem do Czechosłowacji tych osób, odpowiednie przepustki będą wydawane bezpośrednio przez komisariaty policji w gminach miejskich i posterunki policji w gminach wiejskich. Jest pożądanym, aby zainteresowani zaopatrzyli się w przepustki do dnia 1 listopada br. i w spokoju opuścili teren Państwa Polskiego.
Cieszyn, 10 października
Łazy zostały zajęte przez wojsko polskie 10 października. Cały dzień spędziłem w ratuszu, czekając na przekazanie administracji gminnej nowemu komisarzowi polskiemu [Janowi Szuścikowi]. Komisarz się jednak nie stawił. Wieczorem o 19.45 wdarł się przez płot do mojego ogrodu i mieszkania posłaniec tego komisarza. Przyniósł wiadomość, żebym na godzinę dziewiątą rano następnego dnia zwołał radę gminy w celu złożenia ślubowania.
Przyodziawszy się, udałem się do ratusza i kazałem przywołać dyrektora urzędu gminnego Karola Sznapkę. Do ratusza nas jednak nie wpuszczono, pilnował go członek polskiej Policji Państwowej, a w środku był także żołnierz. Ponieważ chcieliśmy napisać zaproszenie na maszynie i skopiować je za pomocą przebitki, poszliśmy do mojego mieszkania, gdzie miałem swoją maszynę do pisania. Przed domem budowniczego Hamrlíka stali trzej policjanci polscy oraz trzej cywile. Wszyscy raptem rzucili się za nami i żądali, abyśmy się wylegitymowali. Pokazałem nakaz przyszłego komisarza polskiego.
Nakazali nam znienacka, byśmy szli do mojego mieszkania. Kiedy szliśmy aleją, a ja pozostawałem w tyle, chamsko mnie popychali, tłukli pięściami w plecy, uderzali karabinem po ramieniu i grozili bagnetem. Jako że nie nadążałem za ich szybkimi krokami, jeden z policjantów złapał mnie za kołnierz i dusząc podniósł mnie do góry. W mieszkaniu do¬pchali nas do kuchni. Tu począł ich dowódca krzyczeć, że tylko czeska świnia ośmieli się jego, urzędnika z wielkiej Polski, prowadzić do kuchni. Znowu mnie chwycił, potrząsał, aż w końcu cisnął mną o ścianę.
Podczas odnotowywania danych osobowych pytał mnie groźnym tonem, dlaczego już dawno nie opuściliśmy wielkiej Polski. Ponownie poprosiłem go o zapisanie w swych notatkach, że jestem w Łazach nauczycielem, już od 35 lat, a więc od czasów, gdy nie było jeszcze żadnej Polski. Na to zamilkł i po chwili krzycząc oznajmił mi, że w ciągu 24 godzin muszę stąd odejść, jeżeli nie chcę zostać zastrzelony.
Łazy, 10 października
Valentin Valeček, Těšínsko za polské okupace v letech 1938–1939, Ostrava 1966, Slezský ústav ČSAV. Slezská vědecká knihovna Opava, sign. S 15.732, tłum. Bohdan Małysz.
18 października w godzinach dopołudniowych zebrało się na granicy gminy Pietwałd na Śląsku, w okolicy drogi Radwanice–Pietwałd, około 2 tysięcy mieszkańców, jako że między ludźmi w Pietwałdzie chodziły słuchy, że na owo miejsce ma przybyć komisja w sprawie ustalenia ostatecznego przebiegu granicy. Polska straż policyjna i celna wyparła tłum z szosy, zaznaczając, że musi ona pozostać wolna. Ludzie ustąpili na przyległe grunty i w spokoju wyczekiwali przyjazdu komisji.
Po chwili jednak nadjechał na miejsce po drodze od Orłowej oddział około 40 mężczyzn polskiej policji konnej oraz oddział straży celnej z psami. Jednostki te bezwzględnie rzuciły się na tłum z gumowymi pałkami, maltretowano uczestników zbiegowiska, których poszczuto psami, w wyniku czego wielu ludzi zostało przez psy pogryzionych lub poranionych. W następstwie takiej interwencji cały tłum rozpierzchł się w dzikim chaosie, a kilku obywateli Pietwałdu uciekło za linię demarkacyjną na nasze terytorium, pomimo iż granice są z polskiej strony ściśle strzeżone.
Morawska Ostrawa, 18 października
Mečislav Borák, Druhá fáze delimitace hranic mezi Československem a Polskem na Těšínsku v listopadu 1938, „Časopis Slezského zemského muzea. Série B” 49, 2000, tłum. Bohdan Małysz.
Zbliżał się 11 listopada, pierwsze u nas polskie Święto Niepodległości. Zapowiedziano przyjazd Pana Prezydenta na Zaolzie. W programie jego pobytu była i Sucha Górna. [...] Kilka minut po godzinie 15.00 syrena szybowa daje znak, że samochód Pana Prezydenta wyjechał z lasu karwińskiego. Serca wszystkich biją szybciej. Na teren Suchej Górnej przybywa Najdostojniejszy Gość, jaki dotąd zawitał i może więcej w dziejach gminy nie zawita. Przybywa Głowa Państwa, Prezydent Rzeczpospolitej prof. Ignacy Mościcki, z całą świtą. Towarzyszy mu jego małżonka, premier generał dr Sławoj-Składkowski, kilku ministrów, generałów, wojewoda dr Michał Grażyński, starosta powiatu frysztackiego dr Leon Wolf, starosta powiatu cieszyńskiego Plackowski i wielu innych dygnitarzy. [...]
Pierwsze przemówienia wygłaszają dzieci szkolne Janina Molendzianka i Aniela Kozubkówna, którą opanowuje wzruszenie tak, że nie może dokończyć przemówienia. Prezydent rozweselony ściska im ręce i odbiera od nich bukiety kwiatów. Ja przemawiam w imieniu gminy i całego okręgu suskiego. Pan Prezydent podaje mi rękę i dziękuje za słowa powitania, dodając: „Wszystko to tak miłe, serdeczne”. Podchodzi do dzieci szkolnych i wszczyna z nimi rozmowę. Dzieci jakby zalęknione Majestatem Jego Osoby nie mogą słowa wykrztusić. [...] Z samochodu już podaje mi rękę na pożegnanie, jak również Milusi Pietraszkównej, która tuż przed ruszeniem samochodu podbiegła do niego. Przy dźwiękach hymnu państwowego i wśród entuzjastycznych okrzyków zgromadzonej ludności: „Niech żyje!” — samochód odjeżdża w kierunku Cierlicka.
Sucha Górna, 11 listopada
Alojzy Sznapka, Pamiętnik, część IV, zbiory Alojzego Sznapki.
Melduję, że odzyskanie części gmin Domasławice Dolne i Górne oraz osady Kocurowice zostało przez ludność tych miejscowości przyjęte ze spontaniczną radością. 16 listopada 1938 przed godziną 12.00 mieszkańcy zeszli się w osadzie Kocurowice, gdzie muzyką powitali mniejsze jednostki wojskowe i organa administracji publicznej. Zgromadzony pochód, liczący około tysiąca głów, maszerował przy akompaniamencie muzyki dookoła przywróconego terenu. Na czele pochodu niesiono flagę państwową. Szło w nim także niemało żołnierzy czechosłowackich pod dowództwem ppłk. Klímka, straż pożarna, członkowie „Sokola” i liczne dzieci szkolne, machające mniejszymi proporczykami. Żołnierze i pozostali członkowie jednostek zbrojnych zostali przez ludność serdecznie powitani i obdarowani kwiatami.
Kiedy orszak sunął wzdłuż nowych granic państwowych i wołał: „Niech żyje CSR”, „My jesteśmy z Wami, tam za wodą”, „Wiwat!”, wśród ludności za granicami rozgrywały się wzruszające sceny. Mężczyźni, kobiety i dzieci płakały, a z ich szeregów słychać było okrzyki: „Wyzwólcie nas!”.
Pazderna, 18 listopada
Mečislav Borák, Druhá fáze delimitace hranic mezi Československem a Polskem na Těšínsku v listopadu 1938, „Časopis Slezského zemského muzea. Série B” 49, 2000, tłum. Bohdan Małysz.
Pracowałem i dotąd pracuję w dziale odlewnictwa huty żelaza Witkowice, dokąd codziennie dojeżdżam. Od policji polskiej miałem spokój aż do 24 grudnia 1938, kiedy wracałem na dworzec w Dziećmorowicach i kiedy to byłem u kolejarza Rudolfa Plevy schwytany przez trzech polskich umundurowanych policjantów, którzy przeprowadzali właśnie u Plevy rewizję domową. Po przeszukaniu mieszkania, policjanci wzięli mnie przed siebie i prowadzili na posterunek.
Po przybyciu na posterunek jeden z obecnych tam policjantów zapytał mnie, jakie mam szkoły, a kiedy im odpowiedziałem, że czeskie, zostałem uderzony pięścią w twarz. Dalej się mnie pytał, czy byłem w wojsku i po odpowiedzi twierdzącej kopnął mnie w prawą nogę. Potem jeden z policjantów zaprowadził mnie do pomieszczenia obok, gdzie siedziało czterech policjantów. Jeden z nich stargał ze mnie wierzchni płaszcz, położył mnie na stół, następny usiadł mi na karku, a kolejni dwaj tłukli mnie pałką po plecach. Kiedy każdy zasadził mi po 25 uderzeń, wyrzucili mnie z pomieszczenia, przy czym jeden z nich wołał do mnie, że mogę powiedzieć tutejszym urzędom, jak się Polacy ze mną obchodzą. Przed odejściem z posterunku byłem zmuszony podpisać jakiś papier i przekazano mi dekret wysiedlający z zaznaczeniem, że nigdy nie wolno mi wrócić do Polski.
Po tym, jak zostałem tak stłuczony, uciekłem do Morawskiej Ostrawy, gdzie zakwaterowano mnie w Czerwonym Krzyżu, skąd 27 grudnia 1938 wyjechałem do Frydlantu nad Ostrawicą, gdzie mieszkam do dziś.
Morawska Ostrawa, 31 grudnia
Moravský zemský archiv v Brně, f. Zemský úřad Brno, k. 299, i.č. 130, tłum. Bohdan Małysz.
W kościele św. Krzyża od wczoraj — czy przedwczoraj — głodówka w sprawie dziesięciu uwięzionych Czechów i dwóch Polaków. [...] Cel piękny — solidarność z Czechami [...]. Tyle że sama „instytucja” strajku głodowego odpycha mnie swoją teatralnością; odpycha mnie też quasi-religijny styl manifestacji politycznej. [...] W strajku głodowym zmienia się idea, adresat i styl: ideę umartwiania zastępuje się ideą wywyższenia, albowiem strajkujący swym głodem upokarzają wszystkich, którzy w tym samym czasie odżywiają się normalnie, adresują swe umartwienie do wrogiej siły, jaką jest państwo [...].
Przeszkadza mi jeszcze świadomość, że używają Kościoła do swych demonstracji, i obawa, że rozpoczynając tę głodówkę ausgerechnet w dzień rozpoczęcia roku akademickiego, en face uniwersytetu, liczą — jak się zdaje — na poruszenie studentów.
Warszawa, 5 października
Andrzej Kijowski, Dziennik 1978–1985, wybór i opracowanie tekstu Kazimiera Kijowska i Jan Błoński, Kraków 1999.